Recenzja wyd. DVD filmu

Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon (2006)
Scott Glosserman
Scott Wilson
Zelda Rubinstein

Było morderców wielu, ale żaden nie śmiał zabić przy Lesliem Vernonie

"Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon" jest jednym z najbardziej nietypowych horrorów w historii gatunku, co skazuje go na bezgraniczne uwielbienie lub potępienie. Moim zdaniem należy
Blisko dwadzieścia lat temu Wes Craven zdradził tajemnicę Poliszynela i za sprawą "Krzyku" zdemaskował mechanizmy rządzące stereotypowym filmem grozy. Niedługo później nowo powstała seria zjadła jednak własny ogon i przemieniła się w twór, z którego wcześniej drwiła. Scott Glosserman podjął temat tam, gdzie Craven nie odważył się wpuścić widza. Stworzył tym samym jeden z najoryginalniejszych obrazów w historii horroru.

W wykreowanym przez niego świecie Jason Voorhees, Michael Myers i Freddy Kruger są rzeczywistymi osobami, a tytułowy Leslie Vernon zamierza dołączyć do zabójczej ekstraklasy. Historia przedstawiona jest w stylistyce mockumentu, co wciąż potrafi nadać produkcji unikalnej perspektywy, ale od czasu "Blair Witch Project" znacznie się zdewaluowało i przez liczne nadużycia nie stanowi już dodatkowego wabika na zwolenników realizmu w filmie. Vernon przybliża ekipie dokumentalistów kulisy rzemiosła seryjnego zabijania, przypomina w tym producenta muzycznego zachwycającego się technicznym potencjałem swego studia czy kowala opowiadającego o procesie wytwarzania wiernych reprodukcji średniowiecznych mieczy. Ekipa i widzowie dowiadują się dzięki niemu, jak wygląda proces przygotowawczy do tego, co zazwyczaj objawia się jedynie jako efekt końcowy. Psychopata udziela informacji o procesie dobierania potencjalnej ofiary, która musi spełniać ściśle określone kryteria; fabrykuje materiały (dwuznacznie wyznaje, że wiele z tego, co robi on i jemu podobni jest zasługą CGI); przedstawia swego mentora (odegranego przez Scotta Wilsona, znanego jako Hershel z "The Walking Dead"); ekscytuje się obecnością bohatera określanego jako Ahab (prawdopodobnie w odniesieniu do kapitana Ahaba prowadzącego krucjatę przeciw Moby Dickowi), czyli uosobienia dobra na wojnie z czystym złem (w tej roli Robert Englund). Cała ta podróż sprawia ogromną frajdę, bo wreszcie można na własne oczy zobaczyć, jak posępny zbrodniarz przywdziewa ludzką postać i własnoręcznie przywiązuje żyłkę do cegłówki, by w odpowiednim momencie wywlec ją spod drzwi i nastraszyć niewinną nastolatkę.

Nie tylko sekret nagle zatrzaskujących się drzwi zostaje wyjawiony. Pojawienie się i równie błyskawiczne zniknięcie tajemniczej postaci; przeglądanie spreparowanych wydań lokalnej gazety w bibliotece; legenda o chłopcu, nad którym znęcali się rówieśnicy; błyskawiczne odcinanie prądu od opuszczonego domu; nie zapalający samochód, kark łamiący się przy byle zetknięciu z dłonią zabójcy - długo można by wymieniać wyświechtane elementy niemalże każdego slashera, które dla Vernona stanowią obowiązek. Jego punkt widzenia jest odpowiedzią na krytykę widzów niezadowolonych z kolejnego powielenia tej czy innej kliszy typowej dla filmu grozy. Czy nie po to ogląda się film akcji, żeby zobaczyć wybuchy? Film walki, żeby zobaczyć mistrzów kung-fu? Slasher, żeby ujrzeć kolejnych nastolatków wyrżniętych w pień przez maniakalnego świra? Leslie Vernon jest głosem twórców horrorów, zapewnia, że nie są oni jedynymi osobami nieświadomymi obecności schematów we własnych produkcjach, lecz umieszczają je tam umyślnie.

Postać odegrana przez Nathana Baesela zdradza nie tylko techniczne tajniki przebiegu masakry, ale również filozofię motywującą seryjnych morderców. Na pytanie o powód, dla którego nie wywleka się osób zamkniętych w szafach pretensjonalnie odpowiada: "Mamy kodeks etyczny. Szafa jest miejscem świętym, symbolizuje łono. To najbezpieczniejsze miejsce, ponieważ w łonie jesteśmy niewinni". Podobnych około-filozoficznych myśli jest w filmie Glossermana znacznie więcej, np. teoria o upodmiotowieniu dziewczyny wytypowanej na jedyną ocalałą, która dokonuje metamorfozy z ofiary w bohaterkę, co wizualizuje dobycie broni o fallicznym kształcie.

"Behind the mask" jest żonglerką schematami i kliszami, ale sam Glosserman nie daje się w nie zapędzić. W ostatnich trzydziestu minutach porzuca dotychczasową konstrukcję filmu i nagle przemienia mockument w realia typowego slashera. Teoria staje się praktyką i chociaż chwilę wcześniej widzowie poznali plan przyszłych wydarzeń, pomysłowość reżysera nie zawodzi. Z jednej strony satyra trwa (choć ekipa filmowa próbuje dokonać wyłomu w konwencji), z drugiej Leslie morduje w kreatywny, nieoczywisty sposób, a przecież kreatywność jest dzisiaj w cenie. W efekcie horror i komedia nie łączą się tutaj w typowy, wzajemnie przenikający się sposób. Na strach przeznaczono 1/3 czasu filmu, na śmiech pierwsze sześćdziesiąt minut.

Jeżeli szukacie banalnego filmu z dreszczykiem pasującego do posiedzenia z przyjaciółmi, "Behind the mask" nie spełni waszych oczekiwań. Odbiór produkcji Glossermana może być zakłócony bez znajomości kanonu gatunku (czyli przede wszystkim "Halloween", "Piątku trzynastego" i "Koszmaru z ulicy wiązów"), dla maniakalnych fanów horroru będzie jednak rozrywkę w czystej postaci. Paradoksalnie negatywne opinie o "Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon" wynikają głównie z powodu niezaspokojenia potrzeby zobaczenia stereotypowego slashera. Scott Glosserman jest niczym Penn i Teller, którzy zdradzili tajniki magii. Jedni ich za to uwielbiają, inni szczerze nienawidzą. W moim odczuciu ryzykowny pomysł opłacił się i powstało dzieło oryginalne, zaskakujące i inteligentne, przeznaczone jednak wyłącznie dla ludzi o otwartych głowach.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones