najpierw wysiada zapłon silnika w aucie, potem wysiada auto, potem przecieka sufit w pokoju, potem idą w ryk dziki, słowem: das ist eine grose katastrophen..
moja interpretacja tej sekwencji zdarzeń jest taka: bohater umiera i trafia do piekła - ewentualnie poczekalni, czyśćca - w którym skazany jest na życie z sobą, w jednym, wielkim i niekończącym się nigdy samoniezadowoleniu, naszprycowany animozją i zgorzknieniem jak kurt cobain heroiną. potrzeba tragedii wielkości tsunami aby nim potrząsnąć, ale cud się zdarza - tragedia się zjawia zabierając przy tym wszystkich tych, którzy naprawdę potrafią się bawić..
dalej nie napiszę, bo mi się już nie chce, ale seans udany. w służbie odwiecznego przecierania ślepków - lekki, łatwy i przyjemny, ale niebanalny.
zdrowy małż nie rodzi pereł, nie wiedziałeś?